...ale życie się nie kończy...
Ci którzy śledzą facebooka już na pewno słyszeli, że dnia 25 września zaginęła Ritta. Nie jest mi łatwo o tym mówić, bo wspomnienia ciągle powracają, ale pora wszystko wyjaśnić. Byliśmy na spacerze, psy biegały, bawiły się jak codziennie. Nic nie wskazywało, że nagle przewróci i m się w główkach i uciekną. Właściwie to obróciłam się tylko na chwilę i już ich nie było. Przyznam się szczerze, że zdarzał nam się takie sytuacje, ale po kilku minutach zawsze wracały.. Ritta była psem mało aktywnym. Dłuższe spacery były dla nie męczące, a bieganie po jakimś też jaj się nudziło. Często chodziła za mną, gdy Erbi i Daffi urządzali sobie eskapady. Nigdy bym nie przypuszczała, że to akurat ona zginie.
Po kilku godzinach wrócili Erbi i Daffi. Po myślałam wtedy Ritta pewnie wróci za kilka minut, ale mijały kolejne godziny i nic. Pochodziła po okolicy, poszłam w miejsca które odziewamy na spacerach i nadal nic, ani śladu psa.
I tak mijały kolejne dni. Pomimo ogłoszenia nikt się nie zgłasza z jakąkolwiek informacją, w okolicznych schroniskach też nie mieli takiego psa. Co robić (?) Pozostało czekać. Z każdy następnym dniem nadzieja coraz bardziej mnie opuszczała. Serce chciało wierzyć, że ona wróci jednak rozum kazał pogodzić się ze stratą przyjaciela. każdego dnia budząc się myślałam, a może jednak wróciła... Zaczęłam zaniedbywać psy. Krótkie spacery, mniej zabawy, treningi na odpierdol i ogólny brak zainteresowania podczas zabawy i przebywania z nimi. Nie pogodziłam się z jej zaginięciem, a pustka w sercu pozostanie na zawsze, ale życie się nie kończy, a Daffi i Erbi też potrzebują miłości.